Strona:Maria Rodziewiczówna - Na wyżynach.djvu/174

Ta strona została skorygowana.

dla niej i ośmdziesiąt minąć może, a ona każdemu wystarczy, kto ją ukocha, usłucha i spełni.
— Tak, ale gdzież ona? — szepnęła dziewczyna.
— Piłatowe słowo! — westchnął Dyzma.
— A czyż go pan sobie nigdy nie zadawał?
— Nigdy! Boże broń! Czyż żołnierz w szeregu pyta wodza o jego plany i cele? Ja żołnierz jestem i sługa. Moją prawdą jest mój sztandar.
Hertha zdumiona badawcze oczy utkwiła weń i patrzała tak długo na pięknego apostoła.
— Jest na Kapitolu w Rzymie obraz Gwidona Reni’ego — rzekła po chwili. — Postać na globie w błękitno-srebrzystym kolorycie Reni’ego. Pół-duch, pół-człowieka, nazywa się obraz „Świetlana dusza“. W tej chwili pan mi ten obraz przypomniał. Co za szczęście tak wierzyć? Panu pewnie śmierć niestraszna?
— Nie. Myślę, że wtedy jak ptak polecę.
— Złudzenie! Bo jej pan blisko nie czuje... Ja się jej tak boję, tak boję, chociaż grzechów ciężkich nie mam. Brr!
— Nie umrze pani prędko!
— Skąd pan wie?
Chłopak poczerwieniał nagle, jakby się spostrzegł, że posunął się za daleko; zapomniał o dzielącym ich socjalnym przedziale. Przytem od pewnego czasu Angielka przerwała czytanie i przysłuchiwała się ich rozmowie.
— Pani się zagniewa, żem tak śmiało mówił.
— Dlaczego? Pan myśli, że dotąd zachowane jest pana incognito? Wiem, że pan jest siostrzeńcem pana Fusta i człowiekiem mego towarzystwa, bawiącym się w wyrobnika. Czemu pan to zataił... wtedy?... Miałam żal do pana.
— Siostrzeńcem pana Fusta jestem przypadkiem, a wyrobnikiem z powołania i zamiłowania. I uroczyście panią zapewniam, że położenia mego nie zamieniłbym na żadną światową potęgę i chwałę. Dlategom o swem pochodzeniu nie wspomniał, ani o niem kiedykolwiek myślę. Jestem bardzo bogaty — bo szczęśliwy!
— Zupełnie!