nastrój niechętny, nikt nic dziękował, odchodząc, nikt nie błogosławił Fusta, a dopiero za drzwiami wybuchał pomruk niezadowolenia.
O zmierzchu czynność była załatwiona, i Rudolf zamknął kasę. Wracał do domu z teką pełną pokwitowań i rachował w myśli, że jednakże Fust niewiele zebrał przez tyle lat świetnych interesów. Potem pomyślał, że jednakże trudno mu będzie wydołać bez pomocnika w zarządzie i przechodził w myśli, kogoby ze swoich podwładnych na ten urząd naznaczyć. Wszystkich jednostajnie nie lubił i nikomu nie ufał.
Wreszcie znalazłszy się w gabinecie, stanął u okna i nagle wszystkie rachunki splątało mu wspomnienie ślicznej Elżuni, napędzając do skroni falę krwi i żądzy.
Przeklęte życie, a raczej przeklęte stosunki! Miał szaloną ochotę pójść do niej, wziąć w ramiona, pieścić; czuł, że dla posiadania jej popełniłby szaleństwo, a był skuty swem położeniem i obecnością Dyzmy. Musi go usunąć!
Siadł i rozmyślał, potem napisał list, dobył z kasy pięćset rubli i podnosił rękę do dzwonka, gdy lokaj wszedł i oznajmił:
— Pan Kryszpin prosi o posłuchanie!
— Niech wejdzie! — odparł zdziwiony. — „Będzie pytał o testament, jak ten Olekszyc“ — dodał w duchu.
Dyzma wszedł i, jak zwykle, u progu się zatrzymał.
— Proszę bliżej! Siadaj pan! rzekł Rudolf uprzejmie.— Właśnie miałem posyłać po pana.
Dyzma usiadł i na stole położył starą księgę.
— A ja panu to odnoszę — rzekł — i przepraszam, żem tyle czasu zatrzymał, ale? zaledwie wczoraj przypomniałem sobie, że pan Fust dał mi tę księgę przed śmiercią, jako pamiątkę po matce. Odnoszę, bo to dla mnie nie pamiątka. Jest to biblja protestancka, a między jej kartkami znalazłem kwit depozytowy banku na 50.000 rubli.
Rudolf drgnął, wyciągnął rękę, obejrzał księgę i kwit.
Strona:Maria Rodziewiczówna - Na wyżynach.djvu/206
Ta strona została przepisana.