— Ty! Ty jesteś stworzona na bluszcz! Ale Tony jest sama dębem. Nie potrzebuje podpory! Naturalnie przyjąć ją muszę, ale niechętnie. Dwie kobiety w domu to stanowczo za wiele!
— O nie! Będę miała towarzystwo. Ciebie mam tak mało. Całe dni jestem samotna.
— Zawsze przesada! Poświęcam ci więcej czasu, niż na to pozwalają interesa nawet. Dawniej pracowałem dużo więcej. Teraz opuszczam dla ciebie wiele spraw.
— Z początku bawiłeś dłużej w domu! — szepnęli nieśmiało.
— Nie zrozumiałabyś, więc ci nie będę liczył, ile to mnie kosztuje tysięcy. To darmo; jesteś żoną fabrykanta, nie arkadyjskiego pasterza! Nie chcesz tego pojąć i z tem się pogodzić.
— Nie mogę, Rudi! Zanadto cię kocham!
Łzy napełniły jej oczy. Spojrzała żałośnie.
— Jeśli kochasz, to się do mnie zastosuj! Jesteś mi bardzo drogą, ale pieszczotami żyć nie można. Czy nie dostanę dzisiaj nic innego na obiad?
Żartował, ale czuć było pewien niesmak i przesyt w głosie.
Elżunia oderwała się od jego piersi i poszła do jadalni, ale dławiło ją coś w gardle, ściskało w sercu. Przez dwa miesiące wiele przeżyła, poznała najwyższą szczęśliwość, była czas jakiś jak zaczarowana, upojona: teraz poczynała się budzić, zstępować na ziemię, i przed nią występowały punkta czarne, coraz głębsze, ciaśniejsze widoki. Nieubłagana równowaga żywota prowadziła ją po szczytach do przepaści.
Przy obiedzie Rudolf się odezwał:
— O bracie twym złe wieści, Coraz więcej pada na niego podejrzeń. Nie wiem, czy się z tej hecy wydobędzie.
— Mój drogi, jedyny, pozwól mi go odwiedzić w więzieniu! — zawołała, składając ręce.
— Za nic! — rzekł stanowczo, ostro, bezwzględnie. — Obraził mnie, zerwał sam stosunki. Tego ja nie darowuję! Powinnaś rozumieć, że jesteś moją żoną i że masz obowiązki dla mego honoru.
Strona:Maria Rodziewiczówna - Na wyżynach.djvu/228
Ta strona została przepisana.