Pan dyrektor wszedł z gęstą miną i bez wstępu rzekł ostro:
— Chcę się dowiedzieć, czy wiesz o oszustwie Franka?
— Od pół roku na listy moje nie odpisuje.
— Zapewne zbyt zajęty był obmyślaniem sztuki, którą mi spłatał. Przed tygodniem zajął miejsce w Petersburgu na swoją rękę i raczył mnie tylko dzisiaj o tem zawiadomić, wcale się nawet nie tłomacząc. Ciekaw jestem, co ty mówisz na to gałgaństwo? Jednem słowem okradł mnie na sześć tysięcy rubli. Dałem się okpić, jak dudek.
Krew uderzyła do twarzy Dyzmy.
— Nikt ci twych tysięcy kraść nie myśli. Mogę je przyjąć na siebie i ratami wypłacić.
— Mocno obowiązany. Ja tu wiekować nie myślę i czekać na twe raty. Ja potrafię Franka odzyskać przez sąd i pewnie to uczynię. A łotr!... Napisz mu, żeby wracał, bo inaczej do więzienia go wpakuję. To jedno; a drugie: napisz do swego Brücka, co mi da za Lipowiec. Rudolf go chce kupić, daje pięćkroć. Jeśli Brück nie da mi piętnastu tysięcy, ja zrobię, że Lipowiec nie będzie wart i stu. Wierzysz, że to mogę uczynić?
— Wierzę i do pana Brücka napiszę, ale wątpię, czy cokolwiek skorzystasz.
— Dlaczego?
— Dlatego, że pan Brück zbyt jest rozumny, by się naraził na szantaż.
Olekszyc podskoczył, oburzony, że go odgadnięto.
— Głupiś! Wziąwszy piętnaście tysięcy, wyjadę stąd. Dosyć mam służby w tym kącie. Zresztą te same pieniądze da mi Ułm za ten interes. Macie wóz i przewóz. Trzecia sprawa: jaką cenę naznaczysz w tym roku za drzewo opałowe do fabryki?
— Dwanaście rubli.
— Dajemy dziesięć, i jeśli nie sprzedacie nam, przepowiadam, że je sami spalicie. Wszystko to napisz do Brücka. Niech się dobrze namyśli nad odpowiedzią.
— Napiszę! — rzekł lakonicznie Dyzma.
Olekszyc usiadł i rozparł się wygodnie.
Strona:Maria Rodziewiczówna - Na wyżynach.djvu/243
Ta strona została przepisana.