tylko z Brückiem nad mogiłą. Stary wyciągnął do niego obie ręce, objął za szyję i do piersi przygarnął.
— Nie spocznę przy niej! — rzekł głucho. — Mówiła mi, żeś ty ją tu doproAwadził i że szczęśliwa, więc dziękuję ci. Chodźmy, ona już nie nasza!
— Wszystko dopiero tu się zaczyna! — rzekł Dyzma. spoglądając ku mogile babki i Elżuni.
— Ulm był na pogrzebie! — ozwał się Brück, gdy już jechali do Lipowca. — Zapewne chciał zobaczyć moją ruinę. Jest przekonany, żem zginął, a my za miesiąc puścimy fabrykę.
— Będzie pan dalej trzymał Lipowiec?
— Naturalnie. Chociażby dlatego, żeby im pokazać, że mi ich koncept z rzeką niestraszny. A zresztą jam nigdy w kryzysie interesu nie odstąpił. To mój honor, i jak widzisz, źle na tem nie wychodzę. Nie mam już obowiązków, a że moi spadkobiercy po bracie wezmą o kilkakroć mniej, mimo to wezmą więcej, niż się spodziewali. Holendry nie wskórają nic ze mną. Zostanie wszystko, jak przedtem, tylko papiernię musimy przenieść nad rzekę. No, ale teraz niech kupują węgiel kamienny, bo ja sam spalę las, jak Olekszyc ci prorokował, tylko on tem cieszyć się nie będzie. A żebyś wiedział, jak ta awantura w porę przyszła!... Gdyby spokój, możebym zmysły stracił. Teraz będę w pracy szalonej i ciebie do zajęcia zmuszę.
I dotrzymał obietnicy. Spędzali dni i pół nocy w ciągłej, gorączkowej czynności. Robota pod tysiącem rąk szła prędko. Gdy Rudolf, przeczekawszy tydzień od pogrzebu, przyjechał traktować o nabycie Lipowca lub chociażby lasów, ujrzał opał już zwieziony dla kotłów i zrozumiał, że wspominać nawet o interesie nie wypada. Powrócił do domu wściekły, zwymyślał o byle co swych oficjalistów w kantorze, a całą złość wyrzucił przed siostrą.
— Udało się wam, istotnie! Brück, jakby nic, stawia kotły i opału teraz pewnie nie ustąpi. Wymyśliliście mądrze. Kryszpina traktuje jak wspólnika, a mnie tymczasem wręczono dzisiaj wezwanie do sądu w sprawie tego gałgana. Utrapione życie! Węgiel pożre cały
Strona:Maria Rodziewiczówna - Na wyżynach.djvu/267
Ta strona została przepisana.