Strona:Maria Rodziewiczówna - Na wyżynach.djvu/270

Ta strona została przepisana.

piastunka je wynosiła na spacer, niosła aż do Skinów, gdzie prawie codzień Dyzma w południe przyjeżdżał.
Rudolf już zupełnie o Elżuni i o dziecku zapomniał, gdy Dyzma chłopakowi opowiadał o matce, o Bogu, gdy go zaczynał uczyć myśleć i pojmować. Trwało to całe lato. Dzieciak miał już około trzech lat, chował się zdrowo, szczebiotał roztropnie.
Skinowa przysięgała, że był „jak dwie krople“ do Dyzmy podobny i był nadzwyczaj mądry na siedm lat. Nagle pewnego dnia i ta ostatnia pociecha skończyła się dla Kryszpina.
W stancji u Skinów bawili się we czworo: Skinowa, piastunka i wuj z siostrzeńcem.
Dyzma dziecko na kolanach huśtał i odpowiadał cierpliwie na wszystkie jego „dlaczego“, gdy we drzwiach stanął Rudolf.
Zdziwił się na widok Dyzmy i zrazu dziecka nie poznał, ale zobaczył piastunkę i zrozumiał.
— Co ty tu robisz? — krzyknął na wylękłą dziewczynę.
— Nic! — odparła.
— Kto ci pozwolił po fabryce dziecko obnosić? Marsz do domu i ani nogą poza garderobę!
Ale dzieciak nie chciał odejść od wuja i podniósł hałaśliwy protest.
Rudolf kiwnął głową Dyzmie i zwrócił się do Skinowej, pytając, jakich reparacyj chciała w mieszkaniu, ale krzyk malca głuszył słowa.
— Wynoś go? — fuknął na piastunkę, a potem gniew go ogarnął, więc chwycił dziecko za ramię i szarpnął.
Chłopak zawrzeszczał tem gorzej i nerwowo do piersi Dyzmy się przytulił. Ten go ramieniem ogarnął, i nie mówiąc słowa, wyszedł z pokoju.
Wieczorem piastunka przybiegła do Lipowca. Wydalono ją ze służby, a zarazem matkę starą i dwoje sierot po starszej siostrze.
Brückowa umieściła dziecko obok swej sypialni; zagrożono nowej służbie karą, jeśli się ośmielą coś podobnego dalej robić. Rudek za kaprysy dostał rózgą od ciotki, jako wstęp do poważnego wychowania.