wszystko, zostanę do końca życia jego wyrobnikiem. A ja przywykłem być mocarzem.
Przeszedł się po salonie i mówił po chwili:
— Zresztą pan sobie wyobrazi pychę tego człowieka, gdy z wyrobnika stanie się panem. Służył mi i byłem dla niego ostry, bo mi ludzi buntował — teraz weźmie odwet. Fabrykanci go niegdyś oplwali i odsądzili od roli trybuna ludu, o której marzy; teraz zechce swe idee przeprowadzać. Jest to fanatyk, ideolog najskrajniejszy, manjak. On będzie się czuł powołanym do reform całego systemu pracy, on zburzy tu porządek, on się zrujnuje, ale jemu próżno trafiać do rozsądku, proponować najlepszy nawet interes, bo on ma głowę pełną mrzonek i bezsensu!
— Bardzo ciekawy typ! Bardzo ciekawa komplikacja! Rad będę go poznać! — mruknął rejent.
Zatarł ręce i pomyślał, że niespodziewany spadek uczyni go hojnym. Ludzie w takich razach na koszta nie żałują.
— Jednakże nie kwapi się! — zauważył, patrząc na zegarek.
— Sądzę, że pan mnie uwolni od obowiązku asystowania jego wizycie? — rzekł Rudolf.
— Naturalnie. Może pan załatwić wszelkie formalności za mojem pośrednictwem. W takich razach to zawsze zręczniej dla obu stron, a plenipotencję pana posiadam.
— A zatem mogę się oddalić. Mam wiele do załatwienia.
Rejent pozostał sam. Wziął się do czytania gazet i doczekał powrotu Skina.
— Wracam od pana Kryszpina! — oznajmił. — Kazał przeprosić, że się zaraz nie stawi, bo zajęty swym obowiązkiem. Wieczorem, po robocie, będzie służył.
— Chyba nie wie, co go czeka?
— Owszem, opowiedziałem wszystko.
— Cóż, ucieszył się?
— Pobladł, jak ściana, i zakrzyknął, że nie chce. Potem się zamyślił, pożegnał mnie i wrócił do zajęcia. Pan Brück jest w domu. Pewnie razem przyjadą, bo on u niego jak syn.
Strona:Maria Rodziewiczówna - Na wyżynach.djvu/280
Ta strona została przepisana.