Strona:Maria Rodziewiczówna - Na wyżynach.djvu/289

Ta strona została przepisana.

— Kobiety zwykle lepiej od mężczyzn pamiętają o drobiazgach. Życzy też pan Ulm, aby syna mógł widywać kilka razy na rok.
— I owszem. Ile razy tylko zechce, chłopaka mu przyślę w odwiedziny. Ale, proszę pana, przecie teraz mógłbym już dziecko zobaczyć?
— Pan bardzo do niego przywiązany!
— Myślałem do dzisiaj, że go już nigdy nie dostane. Nie dziw, że się tak cieszę. I pana Rudolfa chciałbym zobaczyć, żeby mu z serca podziękować.
— Pójdę mu to powtórzyć!
Dość długo zabawił rejent. Może mu trudno szło ze spełnieniem polecenia, ale przecie drobne kroki rozległy się za drzwiami i do sali wszedł Rudek nieśmiały, zalękły, bojąc się, oglądając zdziwiony, że mu bona nie towarzyszy.
— Rudek, dzieciaku mój serdeczny! — zawołał Dyzma, pochylając się do niego i biorąc w ramiona.
Sekundę chłopak się zawahał, przypominał i nagle odnalazł tę twarz w swych dziecinnych pamiątkach i z okrzykiem objął za szyję i cisnąc z całych sił, począł całować Dyzmę po twarzy, pokrzykując i śmiejąc się.
— O, to się państwo znają? — mimowoli patrząc na tę radość, uśmiechnął się rejent.
— To wuj Dyzma! Mój wujek! — wykrzyknął Rudek. — Dawno już nie był, alem go pamiętał. Wujek, czyś się gniewał na mnie, żeś nie przychodził? Teraz już znowu bywaj, bom ja grzeczny!
— Teraz cię do siebie zabiorę.
— Naprawdę? Ze wszystkiem? Na zawsze?
— Tak!
— To i pannę Emmę zabierzesz? — pytał z mniejszem zadowoleniem.
— Nie. Panna Emma zostanie.
— To dobrze, bo ona mówi, żem nieznośny!
Rozpoczęła się szeroka i długa gawęda, a patrząc na nich, trudno było wiedzieć, kto z kogo był bardziej rad i kto więcej szczęśliwy.
Rejent pisał i raz wraz ku nim z nad okularów zerkał i musiał się uśmiechać. Wreszcie pisanie skoń-