W izbie panowała atmosfera dobrego bytu i zadowolenia.
— Uczynili nas ludzie bogaczami z nędzarzy! — odparła babka, całując go w głowę. — Ledwoście odeszli do fabryki, do mnie zaczęły się zbierać kobiety, stare znajome. Skinowa, Balcerowa, Micińska, Turska, a każda wniosła dar jakiś i serdeczne rodziców wspomnienie. Do południa miałam spiżarnię pełną i całe gospodarstwo zebrane. Patrz: o niczem nie zapomniały!
Dyzma ku drzwiom się zwrócił:
— Pójdę im podziękować! — zawołał, nie mogąc pohamować wdzięczności, która mu rozpierała serce.
— Dokąd lecisz w te noc? Nie trafisz! Poczekaj, w niedzielę razem pójdziemy.
— Nie wytrzymam do niedzieli. O, złoci dobrodzieje! A toć my magnaci, babuniu, a ja dzień cały się gryzę, żeście głodni!
— Myślałam też, żeś pewnie obiadu się nie spodziewał, kiedyś do domu nie zajrzał.
— A właśnie! Alem chleba też dostał i teraz tom syt z radości.
Siostrzyczkę wziął na ręce i nosił po izbie, całując i pieszcząc, potem Franka uściskał, wreszcie za stołem siadł, śmiejąc się i rozglądając wokoło.
— Jak u nas ładnie, jak wesoło! Z nikimbym się nie zamienił! — wołał co chwila.
— Przysłano tu wasze służbowe książki — rzekła babka. — Pięćdziesiąt rubli bierzecie we dwóch, ale dwadzieścia macie już długu.
— Aha, za sprowadzenie. To słuszne. Babunia taki rachmistrz, że i trzydzieści nam wystarczy, a ja sobie i Frankowi na książki muszę zarobić.
— Ja jutro pójdę do szkoły, wiesz? — wtrąciła Elżunia.
— Dokądże to?
— Balcerówna prosiła, aby ją do nauki przysyłać; uczy sama dwie najmłodsze siostry.
— Chwała Bogu! Będzie dziecku weselej.
Wieczerza upłynęła wśród śmiechów i radości, a patrząc na niefrasobliwość i swobodę tych trojga dzieci, staruszka uśmiechała się też, szczęśliwa, że w tem
Strona:Maria Rodziewiczówna - Na wyżynach.djvu/31
Ta strona została przepisana.