Rudolf tedy nic nie posiadał oprócz swej pensji dyrektorskiej, wynoszącej trzy tysiące rubli, i nadziei na przyszłość.
Był to cios dla niego straszny, czuł się nędzarzem. Dla nadziei przecie pozostał w Holendrach, opuścił kraj, stosunki, rodzinę, poddał się pod władzę ojczyma. W takich warunkach kiedyż miał kochać i kogo? Jakie mógł zachować ideały? Marzył o jednem — o śmierci Fusta, któraby go wyzwoliła. Wtedy sprzedałby Holendry i wyniósł się do kraju, między swoich.
Tymczasem rachował Holendry za swoje i utrzymywał w stanie kwitnącym, całą myślą i duszą oddany cyfrom i interesom.
Rozkoszą jego był bilans roczny, odpoczynkiem rzadkie wycieczki do Łodzi lub Prus, gdzie rachował znowu, oglądał fabryki, układał na przyszłość miljonowe obroty.
O siostrze nie myślał nigdy inaczej, tylko jako o wspólniku, któremu kiedyś przy likwidacji Holendrów, lub w raze zamęźcia wypłacić trzeba będzie wkład. Rachował na to odsetki od matczynego kapitału, którego nigdy za własność Fusta nie uważał. Fust wprawdzie pieniądze te brał do siebie, ale Rudolf wiedział, że ich nie traci, tylko lokuje bo bankach. Znajdą się w swoim czasie.
W ten sposób rok za rokiem upływał, a stary fabrykant trzymał się krzepko. Stosunek jego z pasierbami, zrazu zimny i jawnie niechętny, złagodniał z biegiem czasu, niecierpliwość ich stępiła się jak ostrze, pogodzili się z losem i długiem oczekiwaniem, przywykli jedno do drugiego.
Doszło to tego, że Rudolf wręcz planami swemi podzielił się z Fustem, radząc sprzedać Holendry i wynieść się do Łodzi lub Wrocławia.
Ale stary był oporny.
— Mamy 25% — mówił. — Poco szukać lepszego? Mnie nie czas rozpoczynać, zżyłem się z tym kątem. Tobie, jeśli nudno, czemu się nie żenisz?.
— Nie mam czasu! — odpowiedział obojętnie Ulm.
— Masz rację. Pierwsza fortuna, potem żona. To po kupiecku solidnie. Tony co innego. Tej długo nie
Strona:Maria Rodziewiczówna - Na wyżynach.djvu/54
Ta strona została przepisana.