Strona:Maria Rodziewiczówna - Na wyżynach.djvu/7

Ta strona została przepisana.
I.

Pan Fust, właściciel fabryki sukna, srodze się obruszył pewnego ranka, gdy mu poczta przyniosła urzędowe zawiadomienie o śmierci siostry, z wezwaniem, aby się zajął losem pozostałych po niej sierot, pozbawionych środków do życia. Obruszył się pan Fust, bo siostra jego Anna wyszła za Filipa Kryszpina wbrew jego woli i radom, tak dalece, że on jej za karę nie wypłacił posagu, a ona, odjechawszy z mężem, zerwała z nim stosunki i przez dwadzieścia lat nie dawła o sobie wieści. Czuł się zatem zupełnie zwolniony od braterskich i rodzinnych obowiązków.
Obruszył się także i z tej racji, że będąc kupcem, przemysłowcem, a zarazem człowiekiem pedantycznie porządnym i rozważnym, nie rozumiał, jak może ktoś, co jak Kryszpin był zdolnym lekarzem, pozostawić rodzinę bez chleba, na łasce policji i krewnych. A wreszcie obruszył się, że niewinnie, Bóg wie poco i dlaczego, na jego kark spada gromada dziecisków, które on będzie musiał swym kosztem utrzymywać i kształcić. Był zaś pan Fust oddawna wdowcem i bezdzietnym, ale miał po żonie dwoje pasierbów, z którymi się też bądź co bądź musiał rachować.
Nawet rzetelnie był pan Fust zahukany w domu przez pasierbicę, Tony Ulmównę, która mu prowadziła gospodarstwo, a w kantorze podobnież był zahukany przez pana Rudolfa Ulma, pasierba, który właśnie po ukończeniu nauk zajął w fabryce posadę dyrektora.
Pan Fust dawał się za nos wodzić pozornie. Lubił spokój w domu, a wyznać musiał, że Tony, pomimo swych ośmnastu wiosen, była wzorową gospodynią.