Strona:Maria Rodziewiczówna - Na wyżynach.djvu/71

Ta strona została skorygowana.

dla karjery. Nic mi nie trzeba nad to, co mam, ani innej drogi nie obiorę. Myli się pan, żem buntownik i nowator. Kto bardzo młody, ten myśli, że siła w swobodzie tkwi i w braku praw i obowiązków. Alem ja młodym takim nie był, bo mnie wcześnie poważne obowiązki dojrzałym uczyniły. Teraz myślę i wierzę, że im więcej moje barki dźwigają, tem jestem silniejszym i tem więcej znaczę. Szanuję panów i spełnię, co do mej służby należy. Będę milczał i słuchał. Nie żądam ani wyższej posady, ani wynagrodzenia. Ale poza służbą należę do siebie, jestem wolny czynić, co mi sumienie każe, i wolni są ci, którzy ze mną pracują. Panowie mają bogactwa i sławę, proszę im pozwolić mieć myśl i zabawę, i swobodę człowieczą, poza pracą na chleb. Przysięgam, że nie nadużyjemy waszej względności!
Rudolf rzucił gazetę i po niemiecku rzekł do ojczyma:
— Mówiłem ojcu, że z takim szaleńcem mówić nie warto. Poco się nawet poniżać do słuchania bredni młokosa!
— Jesteś głupiec i zuchwalec! — rzekł Fust do Dyzmy. — Możesz jutro przyjść po swój rachunek do kantoru i szukać szczęścia gdzieindziej. Marsz!
Chłopak jak odurzony, wyszedł.
Gdy wrócił, poznała babka po twarzy, że go spotkało coś złego.
— Wymówili ci miejsce? — rzekła.
— Tak. Jutro kazali po rachunek przyjść.
Franek, zajęty przy swym warsztacie, uśmiechnął się radośnie.
— Ot, i chwała Bogu! Prędzej będziemy u Olekszyca.
— Rachunek niewielki. Na drogę zabraknie. — szepnęła staruszka. — A tu i Elżunia coś niedomaga.
— Co jej takiego? — spytał Dyzma, blednąc.
— Nie wiem. Skarżyła się na ból głowy i gardła. Szkarlatyna jest w fabryce.
— Mój Boże! Skoczę po doktora.
— W nocy nie przyjdzie. Zobaczymy, co jutro będzie...