wości, uśmiechało się oczyma, dziękowało, składając chude rączki, nie mogąc jeszcze mówić.
Pieszczono ją bezmiernie, otoczono troskliwością, czuła się w tym domu wprawdzie nie tytularną, ale rzeczywistą władczynią, nawet dla babki. Po tygodniu już siedziała na posłaniu i zaczynała szczebiotać:
— Babciu, dlaczego mnie tak gardło bolało? Babciu, kiedy ja na lód pójdę? Babciu, ja już nigdy nie chcę chorować!
Zobaczywszy Dyzmę, chciała, żeby ją nosił.
— Wiesz, ja urosłam. Doprawdy, łóżko już krótkie. Będę taka duża, jak ty. Chodź, zmierzymy się!
Ledwie ją powstrzymał. Kazała mu siąść przy sobie i opowiadać bajki.
Niewyczerpanem źródłem bajek Dyzmy były Żywoty Świętych i średniowieczne legendy. Pamięć miał olbrzymią i zawsze coś nowego opowiedzieć umiał.
Elżunia jednakże miała dwie ulubione i zwykłe dodawała do prośby:
— To opowiedz o tych różach świętego Franciszka, albo tę, jak to Pan Jezus uczył heblować małego Adasia.
I Dyzma opowiadał znowu to samo, a, żeby bezczynnie nie siedzieć, brał do rąk jaką gospodarską robotę, lub pomagał Frankowi w odrabianiu jakiegoś mechanicznego figla.
Tak im upływały te wieczory, gdy byli sami, lub nie potrzebowali się zająć poza domem. Teraz, siedząc u posłania dziecka, oprawiał babce nóż kuchenny i prawił:
— Był święty Franciszek uśpiony w swej celi, aż oto szatan mu się ukazał, ubrany za Papieża i rzecze: „Przyszedłem, abyś był u mnie kardynałem, boś bardzo rozumny“. Zdumiał Święty i rzecze: „Ojcze święty, skądże mnie znasz — najmniejszego? Mój rozum jest ten, abym Jezusa kochał“.
Ale oto, gdy to imię rzekł, wszystko widzenie dymem się stało, a Święty się ocknął i pomyślał:
— Zalim ja myśli złe miał dnia poprzedniego, albom ciału dogodził, żeś, Boże, tego na mnie dopuścił?
Strona:Maria Rodziewiczówna - Na wyżynach.djvu/81
Ta strona została przepisana.