Potem, gdym już była zamężna, zwiedziłam całą Europę, ale tamto powoli w pamięci się zatarło i rozwiało, jak każda świetność, i gwar, i ruch, które są objawem doczesności i wrażeń chwili, gdzie jedno drugie gasi i usuwa, i człowiek zmęczony się czuje i osłabły. Assyż zaś mam wciąż w oczach, jak ukojenie, a w uszach ciągle słyszę tego zakątka cichość uroczystą i świętą...
Wiosna, pamiętam, była. W owym dziedzińcu klasztornym, róże owe krwawe kwitły w obramowaniu ze starych krużganków, a w kurytarzu cichutko szemrała woda zdrojowa.
Śladów Świętego szukało się po wytartych kamieniach, tak żywym on tam pozostał wśród swego dzieła po siedmiu stuleciach.
I szukało się go wśród czarnych, chropawych ścian kapliczki, co jak relikwja stoi wśród przepysznej bazyliki. i szło się za nim aleją cyprysów, wśród pól obsianych, powleczonych festonami winogradu, na górę, gdzie grób sobie obrał na skale, na której tracono przestępców. I tam leży bez sarkofagu, bez złota, bez skarbów, w żywej skale ma swe posłanie wykute i głazem przyłożone.
Taka skała widzi i słyszy miljony ludzkich jęków i łez i westchnień i oddaje tym smutnym i nędznym ciszę. Odchodzą stamtąd cisi i spokojni, i oto dlaczego, kto Assyż raz widział i wierzył i tam się uczył życia, ten pamięć tę na wieki w duszę wziął i już nigdy nie zapomni.
— Żeby tam kiedy być! — szepnął Dyzma.
— Czemu babunia teraz niebogata? — ozwala się żałośnie Elżunia. — Powiozłaby nas tam, do tych cudów.
— Prawda, czemu babunia niebogata? — spytał Franek.
— Czemuż nie pytasz: Czemu jestem stara? Czemu rodzice wasi w grobie? Bóg tak chciał, moje dziecko, i znikome wszystko tutaj. Dziad wasz był bogaty, ale za nic to mieliśmy. Zostawił ojcu waszemu dobre imię, trochę grosza i swoją czystą duszę. Pieniądze jakby czuły, że je mało cenimy — zginęły. Człowiek, który joe pożyczył — zbankrutował, i odtąd już nie mieliśmy
Strona:Maria Rodziewiczówna - Na wyżynach.djvu/83
Ta strona została przepisana.