Strona:Maria Rodziewiczówna - Nieoswojone Ptaki.djvu/185

Ta strona została skorygowana.

tylko porosną, a my musimy z warzywa dużo zebrać pieniędzy.
Przyszła Czernikowa rozpromieniona.
Opłaciła żyda — miały parę miesięcy spokoju. Zaczęto robić plany, potem zbierać narzędzia, zostałe po Czerniku, obrachowywać koszta konieczne i prawdopodobne dochody — i wieczorem tyle było na dzień następny zamierzonych robót, że na troski i utyskiwania nie było czasu.
Rozdzielono robotę. Czernikowa miała zająć się kuchnią, domowem gospodarstwem, interesami w mieście i dzieckiem. Sabinka ze Stankarową ogrodem.
Przybył też z zarobku Gracjan i został do rady przypuszczony. Człek był stary, ale zawiędły i jeszcze krzepki. Nigdy prawie się nie odzywał, bo fajki z ust nie wyjmował. Gdy się dowiedział, że ta piękna, młoda pani wykupiła klacz i krowę, rozjaśniła mu się chmurna twarz; gdy powiedziano, że u nich zamieszka i ogrodem się zajmie, wyjął fajkę z ust i uśmiechnął się.
Wreszcie spytał:
— To i dziecko nasze?
A gdy potwierdzono, począł się śmiać całą gębą z wielkiej uciechy i powiedział, że gdzie dziecko jest, to i pan Bóg niedaleko i że będzie u nich dobrze. Stankarowa obrachowała swą kasę. Miała czterdzieści kilka rubli. Dała z nich pięć Czernikowej na różne sprawunki, a trzy na nasiona. Resztę schowała na