Strona:Maria Rodziewiczówna - Nieoswojone Ptaki.djvu/200

Ta strona została skorygowana.

jej żądzę swobody, i ucieczkę. Mam następcę w jej sercu. Słuchajno, Michaś, wiem kto to jest! To ty!
I śmiał się, patrząc szyderczo na gościa.
Ale Brzezicki się zmarszczył i odparł spokojnie:
— To się mylisz. Jeśliś jej serce stracił, to nikt ci go nie odbierał, ani ona cię oszukiwała. Niema żadnych tajemnic ani fałszów, mówię ci prosto jak rzeczy stoją. Łużyckiemu żal kobiety — to jego krew i ukochanie. Chce ją napowrót dostać, gdy ty już o nią nie dbasz — poco się ma po świecie poniewierać? Że ją kto inny pokochać i pożądać może, też naturalne. Ma dwadzieścia parę lat i tak piękna.
— Jeśli bez fałszów mówisz — to powiedz mi, że jej nie kochasz. Uwierzę ci na słowo.
— Tego nie powiem. Jeśli ją kocham, to, moja rzecz.
— I jej! Już porozumieliście się! Gadaj, strzelać się z tobą o to nie będę.
— Za kogo mię masz i ją? Nigdy między nami o tem mowy nie było, anibym śmiał jej to rzec. Gdy będzie wolna — to nie przeczę, że jej się oświadczę, ale teraz — żadna moc słowa ze mnie nie dobędzie.
Stankar śmiać się przestał i zamyślił się. Pomimo tego, co mówił, wierzył w uczciwość ich obojga — był pewien prawdy słów przyjaciela. Po raz drugi tego dnia wspomniano mu o rozwodzie. Było to ostatnie rozwiązanie kwestji, zakończenie logiczne i odzyskanie zupełne swobody. Oboje się omylili, szał przeszedł,