Strona:Maria Rodziewiczówna - Nieoswojone Ptaki.djvu/98

Ta strona została uwierzytelniona.

Stankarowa dowiedziała się od Zarębianki po drodze, że jest to syn właściciela składu. Stary mieszkał za rogatkami, w ogrodach, i nigdy prawie w sklepie nie bywał.
Instalacja odbyła się prędko, bo Zarębianka się śpieszyła i Stankarowa została sama z panem Karolem, który bardzo uprzejmie począł ją w sprawy handlu kwiatowego wtajemniczać. Znowu przez parę dni, oszołomiona i niezręczna, myliła się często, mieszała ceny i adresy, aż wciągnęła się i wprawiła, i pan Karol mógł jej śmiało magazyn powierzyć.
Okazało się, że „Syn firmy“ o niczem mniej nie myślał, jak o interesie, nigdzie rzadziej nie bywał, niż w magazynie. Miał prowadzić kasę, pilnować zamówień i ekspedycji, ale on około jedenastej miał zwykle pilny interes na mieście, i prosił Stankarową, by go na chwilkę zastąpiła.
Ta chwilka przeciągała się do czwartej i dalej. Wracał jak wicher, przepraszał ją, dziękował — zabawił godzinkę — i znowu znikał, i zjawiał się regularnie na pół godziny przed zamknięciem sklepu. Wtedy opowiadał tysiące bajek — że go zatrzymano na kolei, że miał sprawę w cyrkule, że musiał jeździć do ojca. Fantazja jego na ten temat była niewyczerpana.
Stankarowa przez jakiś czas wierzyła wszystkiemu i ubolewała nad nim — odrabiała za niego robotę, zapracowywała się, aż wreszcie chłopak, pomocnik z ogrodu, używany do pakietów i posyłek, rzekł jej, śmiejąc się: