Strona:Maria Rodziewiczówna - Ona.djvu/46

Ta strona została przepisana.

wypędzono za zuchwalstwo, że wykreślono go z pułku za niesforne życie i pojedynki. Wyznał, że długi miał, że z ojczymem prowadził wojnę. Naturę swą odmalował jej: zapalczywą, upartą, zuchwałą.
Ośmieliła się do tego stopnia, że go zganiła łagodnem słowem.
— To niedobrze! To wstyd gniewać się tak bardzo! Będą się pana ludzie obawiać i unikać.
— Co mi ludzie, nie dbam o nich! Oddałbym chętnie wszystkie światowe stosunki i mir tłumu za kogoś jednego, ktoby mnie pokochał. Wtedybym złagodniał, sądzę.
Wówczas przypomniała sobie Felę.
— Jak pan się ożeni — rzekła — wszystko się zmieni na lepsze.
Zaśmiał się ironicznie.
— Zapewne, ale ja i ożenić się nie mogę! Żebym mógł! Kto się żeni, powinien dać swojej wybranej pozycję, byt spokojny, choćby dach nad głową. A ja wszystkiego tego jestem pozbawiony... Nie mam ani domu, ani stanowiska — nic, prócz długów i niedostatku. Na to kobiety kochanej uczciwy człowiek nie naraża.
— Czyż tylko bogaci mają być szczęśliwi? — odparła zamyślona. — Pan młody i silny, może stworzyć sobie los, świat przed panem otwarty.
— Pani myśli, że urząd lub posadę zająć mogę? Ha, ha, z moją naturą, nie znoszącą karbów? Niktby ze mną i ja z nikim nie wytrzymał! Byłby to tylko dalszy ciąg szkół i wojska. Poco próbować nawet.
— Ale gdyby pan pokochał — toby się zmienił.