Strona:Maria Rodziewiczówna - Ona.djvu/76

Ta strona została przepisana.



IV

Sewer w niedzielę, o świcie, stawił się w chacie mamki. Stara gorzej się czuła znowu i leżała, skarżąc się na łamanie w kościach i niemoc ogólną. Chwilę z nią pogwarzywszy, zostawił zasiłek pieniężny i poszedł na spotkanie Kostusi aż do miejsca gdzie przeszłym razem się rozstali. Tam czekał długo, myśląc, jak ją powita, jak radośnie spędzą dzień cały.
Tymczasem słońce wzbiło się wysoko, a dziewczyny widać nie było. Sewer, zaniepokojony, spojrzał na zegarek i znowu do chaty zawrócił, pocieszając się myślą, że mogła przyjść inną drogą.
Ale i w chacie Kostusi nie było.
Ciężkie myśli obiegły serce chłopaka. Niezdolny miejsca zagrzać, poszedł na cmentarz, posiedział chwilę na wale, gdzie wówczas razem byli, obszedł ścieżki wszystkie, które z nią przebywał i o południu znowu zajrzał do chaty — napróżno.
Wówczas, targany niepokojem i zawodem, po raz wtóry poszedł drogą przez las aż do skraje pola. Popatrzył na Podgaj, poczekał jeszcze godzinę i potem poszedł do dworu, czając się wśród zbóż, zapadając po rowach. Dotarł chmielników i tam się ukrył, naglądając, nasłuchując. Od czasu do czasu zcicha