Strona:Maria Rodziewiczówna - Ona.djvu/85

Ta strona została przepisana.



V

W Podgaju Kostusia czekała od niego napróżno znaku życia.
Tydzień upłynął, potem dwa. Dziewczynka suwała się jak cień, zgryziona troską, łzami, niepokojem. Jak automat się poruszała, jak maszyna spełniała swe obowiązki.
Wakacje Kazia dobiegały końca, gotował się do wyjazdu. Raz jeszcze zapytał, czy może w czem jej dopomóc. Poprosiła wówczas, znękana, by wieści o Sewerze zasięgnął. Pojechał do miasteczka i przywiózł jej wiadomość, że Sewera nikt nie widział. Wyjechał podobno. Gdzie? Nie wiadomo.
Kostusia przyjęła wiadomość spokojnie, jak przyjmowała wszystkie ciosy od pewnego czasu, tylko nazajutrz nie wstała już z pościeli. Struna, zbyt naprężona, pękła. Wieść o jej chorobie prędko się rozeszła. Wszakże była trybem, choć drobnym napozór, co prawiał w ruch porządek domowy. Niesłychany wypadek jej opóźnienia zrazu opóźnił ruch w garderobie. Potem przeniósł się do kuchni, spiżarni, ogrodu, mleczarni, nareszcie doszedł jadalni. Gdy nie ujrzano jej przy stoliku z samowarem, oburzenie powstało ogólne.