Strona:Maria Rodziewiczówna - Róże panny Róży.djvu/103

Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy stróże bezpieczeństwa odeszli, zbadawszy podejrzliwie i dokuczliwie dokumenty Oleszy, spytał:
— Sewer w kozie?
— Nie — sieje owies z Korniłą. No — to trzydziesta siódma rewizja od początku wojny! — dodała, triumfując. — Najporządniej robili Szwaby!
Olesza zastał kolegę opasanego płachtą siewną. Siał złote ziarno z odkrytą głową i rozpromienieniem w oczach, zapatrzonych w rolę.
Korniło włóczył, dając rady Karabeli, trochę obrażonej na tę robotę „chamską“.
— Panna, hulałaby za zającami, alboby się czwaniła w miasteczku. Ucz się na chleb pracować!
— No, jesteś nareszcie! Siedziałeś w kozie?
— Co zaś. Dostałem pozwolenie na broń i chcieli mi dać majątek.
— Bajesz!
— Jestem inwalida wojenny i kandydat na osadnika. Poszedłem do swej władzy i opieki, do komisji osadnictwa i do komisarza rolnego. Ty jesteś wstrętny burżuj i obszarnik — ja pan! Teraz moje przywileje, panowanie i władza!
Niedobitowski popatrzał na niego i splunął.
— Psie krwie, chamstwo, hołodrańce, dzicz! Chcecie panować! A ja wam pokażę, że się wam nie dam — i z Horodyszcza mnie nie ruszycie!
I zaśmiali się obadwa.
Dokończył Sewer poletka i odpasawszy płachtę, legł obok przyjaciela, który siedząc na skłonie rowu, ćmił papierosa, patrząc na skowronki.