Strona:Maria Rodziewiczówna - Róże panny Róży.djvu/186

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ot „durnij narod“ — mawiał o Polakach, gdy byli z Kuźmą sami, nad butelką wódki, po dobrze załatwionej sprawie w gminie lub starostwie.
A Kuźma oglądał się i odpowiadał:
— Cyt. Ktoś posłyszy!
— To co! Jak i posłyszy, to pomyśli, że o mużyku mówię. To nie Germańcy, co wszystko rozumieli. Te to umieli panować — a te — splunął:
— Wełykij do neba, a durnyj jak treba!
— Daj Boże im panowanie! — kończył Kuźma.
Gdy fala bolszewicka zalała tę Ruś i sięgnęła do Warszawy, Kuźma powitał obojętnie towariszczów. Dobytek swój ukrył w niedostępnych haszczach — sam apatycznie znosił szarwarki, posyłki, rewizje, załogę oberwańców, zbeszczeszczenie cerkwi, słuchał obojętnie „meetingów,“ a jedno go tylko oburzało, że dworskie ziemie zajęto na komunę i zbiory rozdrapało wojsko. Trochę przytem ukradł nocą Kuźma, ale mało co; ze dworu też nie można było ściągnąć, bo zajmował sztab i było za gęsto „krasnej“ armji. Przy odwrocie bolszewickim tyle, że złapał parę koni, nieco patronów i kilka karabinów. Zresztą hołota była sama głodna, bosa, a bogate komunisty zemknęły pierwsze — i nic dobra ta wojna Kuźmie nie dała. Powrót Polaków dał znowu pole do skarg, prośb, szacunku strat i podań o zapomogi.
Narazie wszystko było po dawnemu. Kuźma otrzymał zboża na siew i chleb, komitet ratun-