Strona:Maria Rodziewiczówna - Róże panny Róży.djvu/31

Ta strona została uwierzytelniona.



Żyła, Matusek i Wroński byli długoletnimi kandydatami do matury państwowej w gimnazjum pod wezwaniem jakiejś miejscowej sławy literackiej w mieście Kurdymce na Kresach. Jakąś rzeczy koleją Żyła ze Śląska, Matusek z Pomorza i Wroński z pod Sokala zdobywali dojrzałość naukową w Kurdymskiej Alma Mater. Gdy zawalili się przy egzaminie: Żyła i Matusek przez „Niemca“, a Wroński przez „Francuza“, Żyła ojciec, urzędnik zredukowany z Katowic, Matusek senior, kupiec w Kartuzach, i zbankrutowany „obszarnik“ Wroński — jednomyślnie, jednogłośnie i z rzadką w Polsce solidarnością — odmówili dalszych świadczeń na naukę swych latorości. Próżno Żyła i Matusek zaręczali, że lepiej umieją po niemiecku od „Niemca“, a Wroński się tłumaczył, że „Francuz“ go nienawidził jako obszarnika burżuja — seniory w postanowieniu zostali niezachwiani. Matki cichaczem obiecały „coś“ pomóc, ale Wroński matki nie miał i został bez żadnego sukursu.
Wspólna niedola i ambit złączyły ich w duchowe pobratymstwo, a od dziecka służba harcerska w rozgarnięcie i praktyczność.
Zaprzysięgli, że sobie sami poradzą. Na wakacje wprosili się do robót w polu, a potem zaczęli żyć