Najbardziej charakterystyczną cechą tego kraju wód, łóż-piachów, trzcin, łąk i bagien jest cichość i powolność. Nikt i nic nie wybucha gniewem lub radością — nikt i nic się nie spieszy. Nie hulają tu wiatry, nie pędzą chmury, nie goreje pożarem słońce w całym swym przepychu i jaskrawości — świat Polesia przesnuty jest mgłą oparów, cichy zamyśleniem bezkresu płaszczyzny.
Nie spieszy zbudzić się z zimowego letargu macierz tej ziemicy — Prypeć potężna — sturamienna. W marcu jeszcze lodem jest skuta, po którym widnieją, jak siatka, zimowe ludzkie szlaki — murowane lodem; szlaki przez niedostępne bagna, zdradne topiele — dopływy grząskie, do lasu, do stogów, do młynów, od rzadkich ludzkich osiedli. Budzi słońce zadumaną Prypeć bez porywu, wybuchu, jakiejkolwiek oznaki wiosennej radości. Nieco czernieją szlaki. Przejeżdżający przez główny nurt pod wsią rozbudowaną na piaszczystem wzgórzu pytają miejscowego Dmytra, czy Iwana, pojącego swe bydło w przerębli: — Przejedziemy? — Dmytro patrzy po lodzie, po niebie i decyduje: — Można, tylko ze szlaku nie zjeżdżaj. Wczoraj zawalili się koło