tym bezkresnym zalewem wiszą ciężkie chmury, mgły i zaczynają wiosnę obwieszczać setne pokrzyki i poświsty ciągów ptasich.
Dmytry i Iwany na swych niedostępnych piaszczystych osiedlach wychodzą z chat — w kożuchach, ale boso — poją bydło w nurcie, tuż przy swych chróścianych płotach — patrzą jastrzębiemi oczami po bezkresie wód, pykają lulki i rajcują. U przystani pełno „dubków“ i „smolaczków“ — pławic duszohubek — większych obijaników — cała lokomocja wsi. Po chatach kobiety kończą tkanie setek „hyb“ szarego płótna, dziatwa, mało co odziana, bobruje po płytszych wodach, łowiąc drobny zarybek koszami, siatkami, podołkami koszul — zresztą rękami. Ryczy oszerszeniałe bydło — wypatrując za wodą pastwisk, cieszą się wróble, sroki, pieją wiosenny hejnał koguty i gęsiory.
Prypeć zepchnęła swe lody do Dniepru, ściąga do siebie swe setne dopływy i setne jeziora. Ruszają ze swą danią wód także wieloramienne w swych nazwach Stochód, Stwiga, Stobychwa, Stubło, Stowielga, przepaścisty Styr, bogaty Horyń, Strumień, Słucz i takie o dziwnych obcych nazwach: Ippa, Oressa, Tustal, Kormin, Damarka, Lwa, Jasiołda, Perga. Kto je nazwał? Przed ilu wiekami? Gdzie szczepy tej mowy nieznanej, bez znaczenia dla obecnych autochtonów? Poleszuk nie ma legendy, nie ma pieśni starej, nie ma bohaterów, wodzów, patronów, jest szczepem jeszcze — nie narodem.
Strona:Maria Rodziewiczówna - Róże panny Róży.djvu/59
Ta strona została uwierzytelniona.