Strona:Maria Rodziewiczówna - Róże panny Róży.djvu/88

Ta strona została uwierzytelniona.

— Któryby szczęki krzywdzącego dusze potrzaskał i z pomiędzy kłów szatańskich wydarł naród Twój, Pani! — Skarga się modlił.
— I owe fałszywe wybrance — z pomiędzy siebie Władzę wybierają i Rządzicieli. Zali byli owi władni u Ciebie, Królowo, po radę i błogosławieństwo?
— Nie znam ich, anim utwierdzała na Namiestnictwie Mojem, — Głos rzekł.
— Boć nie Władce to są, ani Dziedzice ani Gospodarze naszej ziemi. Dzierżawce, najmity doczesne, sadowniki co owoc zbiorą, zboże zetną i pożrą, a ziemię jałową zostawią — bo odejdą, gdy czas arendy minie! Nie miłują ziemi, ani o wiekowanie jej dbają. Ziemia zaś skarb jest, co dziedzictwem być musi. — Tu się Bartosz ku stallom obrócił i ręką ku ziemi pokłon oddał.
— Owo Ojczyce są. Dziedzice, Boże Pomazańce. — I wszystkie oczy tam poszły w czci i dusznem utęsknieniu i jakby w pytaniu gorącem.
A Owi trwali niewzruszeni, surowi, w sobie skupieni, stróże mocarnej przeszłości.
— Miłościwi! — mówił dalej Bartosz. — Czasy przyszły ważkie, gdy owo Najjaśniejsza Pani pozwała was z nami na radę. Jako nas posłała w doczesność, byśmy do dusz i sumień mówili — tak i na Was czas przyszedł, wtórną służbę ziemi naszej dać.
Milczeli Monarchowie, niezbadani w swej myśli. Więc majster Jan do kolan im się skłonił.
— Grodów Twórce i Umocniciele, Rajce najwyższe, Wszechnic i Uczelni fundatorzy, zali nie ciężko Wam na Wawelu pustym, po Tumach i Ka-