— Łokietek! — przeszedł szmer wśród Rady. A wtedy Głos przemówił:
— Tułaczem byłeś i w głodzie i w chłodzie i w poniewierce — dla miłości ziemi tej. I tak teraz będziesz. Wygnańcem byłeś i pątnikiem do Piotrowej stolicy. I tak i teraz będziesz. Scalałeś szmaty rozdartej ziemi. Tak i teraz będziesz. Sprawiedliwyś był dla kmieci i sługi i wielmoży i kupca, w nagrodzie i karze. Tak i teraz będziesz. A koronę, którą zdobyłeś mocą ducha — temu dam, kogo przyprowadzisz do Mnie i wskażesz: „Tenci jest jakom ja był“. Pójdź z nimi!
— Albert, wójt krakowski! — szepnął majster Jan.
— Płowce! — spojrzeli na siebie Książę Józef i Naczelnik. A gdy padło ostatnie Słowo, dobyli broni i sprezentowali ją przed królem.
A Bartosz do stóp mu runął, wstrząsany szlochem serdecznym.
— Prowadź, Miłościwy Panie!
Łokietek spojrzał po nich, jakby w posiadanie brał, miecz do boku przypasał, na księdza Piotra skinął.
— U boku mi będziesz!
I skłoniwszy się nisko przed Majestatem, stanął na ich czele i powiódł.
Jasność przybytku poczęła gasnąć — chór jeszcze daleki szmerem się skończył:
Ziści nam, spuści nam — zbożny czas.
Rada koronna była spełniona.
Strona:Maria Rodziewiczówna - Róże panny Róży.djvu/90
Ta strona została uwierzytelniona.