Strona:Maria Rodziewiczówna - Rupiecie.pdf/113

Ta strona została przepisana.

— Poczekaj — robisz ty nam hańbę, zrobię ja i tobie.
I poszedł do gminy, zapisał go na świniopasa do wiejskiej trzody.
Był pewny, że to skruszy chłopaka, ale gdy Niechoczka posłyszał, że ma nazajutrz objąć ten niechlubny obowiązek, wbrew ojcowskiemu oczekiwaniu nie wypraszał się, ani protestował. Zwrócił się do matki i rzekł:
— Matko, daj nici — będę sobie bat kręcił. A poszyj mi torbę na chleb.
Całą noc bat kręcił, biczysko wyrabiał, i skoro świt, torbę z chlebem wziął, dziurawy kapelusz z fantazją na tył głowy nasadził i paląc rozgłośnie z bata, poszedł środkiem ulicy wioskowej, krzycząc:
— Na schód, świnie! do szkoły owieczki! Ja starszyna wam. Nie mnie będą w skórę bili, ja bat mam.
Od tego dnia przezwano go, wśród śmiechów i urągowiska — „głupi Niechoczka“ i odtąd go inaczej nie zwano.
Uczynił wielki wstyd i hańbę rodzinie, więc aby ją zmniejszyć i oni rozgłaszali, że niespełna rozumu jest.
Po roku ojciec umarł, brata wybrano na wójta, młodszy świetnie szkołę skończył —