Strona:Maria Rodziewiczówna - Rupiecie.pdf/122

Ta strona została przepisana.

rabował i brał też kto chciał. Nie było wypadku, żeby Choczka komu co odmówił, z kim się pogniewał, o własność swą się upomniał.
Przy takiej gospodarce dawnoby z głodu umarł, żeby nie rzemiosło i jakiś dziwny dowcip do wszelakiej majsterki. Czy się młyn popsuł, czy tkacki warsztat, ludzie wołali Choczkę. Żeby najpilniejszą miał swoją robotę — szedł na wezwanie, popatrzał, podumał i wnet zaradził. Buty też szył dla całej wsi, i jakie buty! Zresztą na przeciwieństwo Niechoczki, pracowity był niesłychanie, tylko, że z tej pracowitości żadnej dla siebie nie miał korzyści. Swojego jakby nie widział.
Zdarzało się, że gdy na swojem polu robił, a zobaczył, że jaki sąsiad nie może dać rady niesfornym wołom, to rzucał swój pług i szedł do onego.
— Nie swarz się, nie bij byków, ja je przeprowadzę — mówił i choćby cały dzień gotów był woły wodzić.
Nie mógł słuchać bicia, krzyku i łajania — wtedy stawał i drętwiał, trząsł się ze strachu, choć bojaźliwym i słabym nie był.