Strona:Maria Rodziewiczówna - Rupiecie.pdf/126

Ta strona została przepisana.

On się tem bardzo zafrasował i zaturbował.
— To jakże — rzekł po namyśle — kiedy teraz zima idzie? Zwierzę rodzi małe na wiosnę — jak do ciepła idzie — a ona i tego rozumu nie ma. Co robić — musi zostać.
— A co? Nie mówiłam ja? — wrzasnęła Dreptucha.
— Wiadomo — jednakie wy głupie! — zamruczała jednogłośnie drużyna, ale się musieli poddać i znosić przybłędę.
Po paru tygodniach grono lokatorów powiększyło się o jednego członka. Choczka wyprawił chrzciny, kupił matce spódnicę i siermięgę. W poście dziecko umarło, wyprawił mu pogrzeb, ale matka została — dopiero wśród lata kędyś w świat sobie poszła.
Ale na jesieni pierwsza się zjawiła na zimowe leże i objęła rolę gospodyni chatnej.
Niewiadomo, jakich użyła sposobów na Choczkę — ale przed Zapustami wziął z nią ślub.
Dla lokatorów nastały złe czasy, rozpędziła wszystkich, z sąsiadami rozpoczęła kłótnię — z mężem krótko też trwała zgo-