Strona:Maria Rodziewiczówna - Rupiecie.pdf/193

Ta strona została przepisana.

— Poczekaj — zaszyty — trza wypruć.
I zobaczył Wołodia Znak Królewskiego Białego Ptaka. Chciał go kupić. Obraził się Staszek, a potem błagającemu dał, choć snadź mu bardzo ciężko przyszło. Odtąd stali się serdecznymi przyjaciółmi. Rzecz dziwna, — Wołodia nikomu ptaka nie pokazał, i Makarewiczom nic o swych wiadomościach nie powiedział. Stał się tylko zamyślony i roztargniony, szwagrowi mało co pomagał, ciągle w domu siedział. Od Emilki dowiedziała się Zonia o tych chłopach i przyszła posłuchać.
Przyszła, i zaczęła codzień chodzić, za nią ściągnął Makarewicz. Chłopcy z każdym mówili, nikogo się nie lękali, opowiadali swoje boje i męczeństwa, prosto, spokojnie — jak nic nadzwyczajnego.
Zjawiał się też niekiedy Skowroński, widać było, że mu się Emilka spodobała; przez niego dostał Wołodia książek, ani się obejrzał, jak już czytać umiał, i choć się mylił, już i pismo pojął. Demko mu pieśni dyktował — wszystkie napamięć umiał — melodje Wołodia wlot chwytał. Makarewicz i Borucki trzymali się ostrożnie w alkierzyku i nie mówili sobie, co myślą, ale nie