Strona:Maria Rodziewiczówna - Rupiecie.pdf/21

Ta strona została skorygowana.

Zaplotła ręce na kolanach i utkwiła oczy w przeciwległą ścianę. Jóźwicki spojrzał też i zobaczył małą fotografję, marną robotę małomiasteczkowego zakładu, w ubogich drewnianych ramkach. Bez pytania wiedział, że to „on“ był, i chciwie się weń wpatrzył.
Blada, sztywna podobizna: twarz o myślących i wesołych zarazem oczach, i uśmiechniętych ustach: jakaś jasność i siła, i dobroć w całej głowie, nie odznaczającej się zresztą pięknemi rysami, ani kształtami.
— Dawna fotografja? — spytał.
— Z przed trzech lat.
— Wygląda na trzydziestoletniego.
— Taki był zawsze... do ostatniej chwili.
Jóźwicki, który był zdjął ze ściany fotografję, zawiesił ją napowrót, i dopiero teraz rozejrzał się po pokoju, i spostrzegł, jak był mały, niski i ubogi.
— Matko, — wybuchnął — i wy tu w takiej biedzie i niedostatku jesteście, a jam nic nie wiedział!
Staruszka spojrzała wokrąg ścian. Oklejone były taniem obiciem, przeciętem gdzie niegdzie drzeworytem lub kolorową litografią. Sprzęty były twarde, stare, ledwie