Strona:Maria Rodziewiczówna - Rupiecie.pdf/213

Ta strona została przepisana.

czenia, Marcin, a oto przeprowadź mnie do onej gardzieli nad potokiem, co się to po świerku ją przechodzi. Trzeba tam będzie most wymyślić lepszy — dla ludzi — nie dla kóz.
A gdy stanęli nad ową przepaścią — Tomasz długo i szeroko rozpowiadał, jak dla wygody kupców i znajomych — trzeba przejście uczynić — a Marcin słuchał, przyglądał się, rozważał, i wreszcie, gdy brat go pożegnał i odszedł — jeszcze tam pozostał.
Na twarz mu uśmiech wrócił, popatrzał za Tomaszem, i siekierkę wyjąwszy z za pasa — jął świerk rąbać.
— Jakeś chciał — próżniactwo rzucę. Najprzód do drogi się wezmę! — mówił do siebie ze śmiechem. Rąbał, aż z trzaskiem świerk się w potok zwalił.
— Teraz do mnie ino sokoły przylecą, mówi Marcin — i tylko tęcza za most będzie. No, już kto przez tęczę do mnie przyjdzie — temu sprzedam nawet siebie!
Zatknął za pas siekierkę — ruszył zpowrotem, i rozmyśla.
— Co ci ten rozumny drugiego kazał uczynić? Aha, muzykę do wody cisnąć.