Strona:Maria Rodziewiczówna - Rupiecie.pdf/23

Ta strona została skorygowana.

pracą. Czegośmy chcieli i pragnęli, to on spełnił: co zamyślił, dokonał. Pewnie, że to rupiecie... pewnie... ale on to kochał.
Przesunęła ręką po oczach i umilkła.
Adam coraz więcej wracał do przytomności i zwykłej rozwagi. Odczuwał oburzenie, że matka była w takiem położeniu. Ten domek zagrodnika, to ubóstwo urządzenia, ta jej wytarta czarna suknia, ta lampa rublowa, te jej spracowane ręce, szyjące żałobę, te kraty koślawe, te okienka z drobnych szybek — wszystko napełniało go wstrętem, upokorzeniem, zgrozą. W głębi duszy miał już obraz tego brata ideologa i niedołęgi, który nie potrafił nawet stworzyć dobrobytu i wygody dla tej jednej starej kobiety którą niby to zapewne kochał i przez którą był widocznie ślepo kochany.
Cała jego praktyczność, rzutkość i bystrość przemysłowca burzyła się na taką apatję i gnuśność. Ale nie śmiał odezwać się z krytyką zmarłego, więc tylko myślał, jak matkę stąd zabierze, jaki jej da przepych i wygodę, jaką opieką i sercem otoczy. A tymczasem poczuł się w obowiązku zająć się odrazu interesami i spytał: