Strona:Maria Rodziewiczówna - Rupiecie.pdf/24

Ta strona została skorygowana.

— Przybyłem tak późno, że już nie mogę służyć inaczej, tylko finansowo. Wszystkie koszty moje, pozwoli mama. Zapewne pan Włodarski mamę wyręczał. Proszę, mamo, wziąć wszystko, proszę!
Położył przy niej portfel, na który popatrzała smutno.
— Nie trzeba pieniędzy, Adamie, nic nie trzeba.
— Mama mi nie odmówi przecie! — rzekł gorzko.
— Nie, ja ciebie nie chcę urazić w dobrej chęci, ale naprawdę nie trzeba. Spytasz Włodarskiego... Aleś ty zdrożony, zmęczony, głodny. Jak ja pamięć i myśli potraciłam!
Wstała i przeszła do sąsiedniego pokoju; słychać było, że rozmawiała ze służącą, i po chwili zawołała go.
Zobaczył pokój równie ubogi i skąpo umeblowany. Była to jadalnia, i posiłek już był podany przez starą służącą, która ciekawie obejrzała gościa.
— Poproś pana Włodarskiego! — rzekła jej pani Jóźwicka.
Sługa wyszła, a staruszka dodała:
— Zasnął zapewne. Tyle nocy czuwał nad nim, a potem ze mną...