Strona:Maria Rodziewiczówna - Rupiecie.pdf/253

Ta strona została przepisana.

„Wołowy czerep“ dostawał zawsze dosyta daktyli i ryżu, miał zapewniony nocleg u tych, którzy w dzień nie zdążyli mu swych spraw opowiedzieć, i gdyby był rozumny, mógłby żyć w dostatku. Ale — jak się okazuje — rozumny nie był.
Tak żył i był i umarłby bez pamięci dłuższej, gdyby nie wypadek.
Pewnego dnia kalif przejeżdżał w całym majestacie przez rynek. Tłum oniemiał na widok przepychu bogactw, potęgi wielkości, i wśród wielkiej czci i zachwytu i trwogi wzniósł się jeden głos i wołać począł:
— Dzięki ci, panie, dzięki. Błogosławię cię i przodki twoje, i wnuki wnuków twoich. Dzięki ci, panie, dzięki!
— Kto jest ten człowiek i za co mi dziękuje? — spytał kalif.
Skoczyli słudzy, porwali człowieka, jego czerep, dywanik — wszystko, i wnieśli do pałacu.
I stawili go przed obliczem kalifa i opowiedzieli wszystko, co o nim się dowiedzieli.
— Nie znam cię. Za co mi dziękowałeś? — spytał kalif.
— I ja cię nie znam.