Strona:Maria Rodziewiczówna - Rupiecie.pdf/264

Ta strona została przepisana.

robek dostawał. Inni w tejże płatni złoto garściami zgarniali.
— Czemu tak? — spytał kiedyś takiego szczęśliwca.
— Boś głupi! — odparł ze śmiechem. Najlżejsza robota — najlepiej płatna.
— A za co tyś tyle dostał?
— Za skórę.
— Jakże skórą zarobić?
— Naucz się plwać, to będziesz wiedział.
— Na cóż to plwasz?
— Na co mi każą.
— I ci wszyscy, co ze złotem odchodzą, plwają na rozkaz?
— Nie. Są tacy, co gadają na rozkaz, tacy, co milczą na rozkaz, tacy, co uprzątają niepotrzebne śmiecie, tacy, co usuwają z drogi zawadzających głupców i tacy, co uczą głupców. Wszystkiego dokażesz skórą i językiem. Tutaj pot nie popłaca. Dasz mi połowę zarobku — to cię nauczę.
Maciek z radością przystał. Wziął go kompan w naukę. Zpoczątku Maciek niepojętny był, plwać nie umiał, gadać, co nieprawda, nie chciał, a milczeć po prawdzie nie potrafił.