Strona:Maria Rodziewiczówna - Rupiecie.pdf/52

Ta strona została przepisana.

stra i nie było radcy i pośrednika jak kowal Krzysztofor Glon.
Aliści pewnego dnia zdarzyła się nowina. Do osady zjechał z wielką budą — i na rynku osiadł w wynajętej u Żyda kramicy drugi kowal.
Krzysztofor Glon nie zajrzał mu, ani się go lękał.
Ziemia zjadała dużo lemieszy i tępiła kosy, a dawała zato wiele chleba, będzie dla dwóch roboty i sytości.
Taką miał duszę nie chciwą i nie zawistną.
Nowy majster cudzy był, kusy, czarny, suchy — Grek może, czy Cygan. — No — niechta — w rzemiośle może co się od niego skorzysta — niech kuje na zdrowie.
Kuźnię urządził, warsztat założył. Poszedł doń Krzysztofor Glon na robotę popatrzeć, nauczyć się czegoś nowego, rozpytać, skądby był, gdzie terminował.
Przybysz był z całego świata, całą ziemię przewędrował — wszystko umiał. Jako majstersztyki swej roboty pokazał miecze złotem nabijane i sztylety błękitno szmelcowane, i skrzynie misternie kute, i zamki z ukrytemi sprężynami, i rzędy na turnie-