Strona:Maria Rodziewiczówna - Rupiecie.pdf/64

Ta strona została przepisana.

duszę prostą, a nie chciwą! O siebie mało miał frasunku. Przytulił go las. Pobudował sobie budę w gąszczu niedostępnym, sprawił sidła, wędki i siatki — żył sobie z lasem. Ale coraz to z niego się wynurzał potajemnie, by obejrzeć pole — dowiedzieć się czynów osady: Ho, ho! rojno tam było, i gwarno i barwno!
Stroili się i zbroili, musztrowali, bębnili, trąbili — jakby bezustanny był kiermasz. Na niwach zato, odłogiem leżących, zakwitły maki, osty, kąkole i bławaty, łopian i bylica, jakie tylko były na świecie chwasty i zielska szkodne i płonne. Owad się zjadliwy rozmnożył w zielu, i jastrzębie polowały i lisy na bezbronne ptactwo, co nie miało zbóż ochrony, a na drugie łato wystrzelały z chwastów olsze, brzeźniaki, łozy, głusząc trawę, psując nawet pastwiska.
Ale ludzie się zaś uzbroili, i nauczyli wojowania, i na trzecie lato — w hufce zebrani, z wielką paradą surm huczących, barwnych proporców, rżeniem koni i rycerskiemi pieśni — pociągnęli na zdobycze i na odwet — za owo wiadro!
W osadzie zostali ino starcy, dzieci i kobiety — i Grek. Ale już nie sam, bo za nim