Strona:Maria Rodziewiczówna - Rupiecie.pdf/84

Ta strona została przepisana.

— I dla siebie. Było tobie także na swojem zbierać.
— Sprawiedliwie mówicie. Dał wam Bóg większy rozum i siłę, poratujcie głupszego i słabszego. Dobrem sercem wam odpłacę.
— A mnie poco twoje serce? Kamienie od was miałem i kamień każdemu z was dam!
— Gospodarzu, dajcie mu poratowanie! — odzywa się podróżna kobieta.
Obejrzał się na nią proszący i zapłakał.
A Jan, jakby nie słyszał, odrzecze:
— Co mam, dla mnie jest, nie dla hultajów i próżniaków. Idź precz i giń, boś tego wart. Onegdaj ukradłeś mi siano z łąki. Jeszcze cię za to w kryminale osadzę!
Sąsiad już więcej nie śmiał mówić.
A podróżna rzecze:
— Ubogi jest, darujcie, rozumu nie ma, w biedzie jest, nie dajcie mu zginąć. Miłościwy bądź, bogaczu mądry!
Jan srebro zgarnął i w tym szeleście nie dosłyszał, co mówiła, a sąsiad przekleństwo zamruczał i wyszedł. Ale wnet za nim wsunęła się stara kobieta.
— A czego znowu? — Jan ostro zagadnął.