Strona:Maria Rodziewiczówna - Rupiecie.pdf/92

Ta strona została przepisana.

— Chcę z ziemi tej zebrać wszystkie kamienie.
— Jak to? Poco?
— Aby setne plony dały niwy, aby nie krwawiły się stopy, aby nie niszczał dobytek i narzędzie, i aby nie klątwy i narzekania, jeno śpiew i śmiech od pól tych ku niebu szły.
I wyciągnęła szeroko ramiona, jakby niemi cały świat objąć i ogarnąć chciała, i cała w jasności, w rozradowaniu, w szczęśliwości patrzała w niebo.
A potem na Jana patrzy i mówi:
— Pamiętasz? takeś i ty chciał czynić, gdyś ze świata do dom wracał, gdyśmy to z sobą szli wpodle.
— Chciałem, z duszy chciałem, ale mi ludzie krzywdziciele, szyderce, wrogi, nie dali! I ty też ustaniesz, jako ja.
— Nie ustanę, bo ni dla siebie czynię, ni dla kogo. Nie ustanę ja, nie ustanę!
I znowu śmieje się, i schyla, i zbiera, a im cięższa płachta, tem się radośniej uśmiecha.
A Jan oczyma za nią idzie, i myśli, i rozważa. A cicho jest bardzo, i czasem dolatuje go od czarnej plamy zgliszcz żałosne