Strona:Maria Rodziewiczówna - Rupiecie.pdf/94

Ta strona została przepisana.

A wśród tych rozmów usnął, i nie słyszał wycia psa przybłędy, ani wspomniał swej osady.
I oto rozeszła się po Woli i Wólce gadka, że Jan bogacz z nieszczęścia rozum stracił.
Osadę opuścił, wszystko swoje rzucił, i oto jako obłąkany po polach chodzi, kamienie w płachtę zbiera i do wąwozu nosi. Ludzie patrzyli na niego zrazu ze zgrozą i trwogą; myśleli, że co złego zamyśla i pojmali go raz, i zaprowadzili do gminy.
Ale Jan, gdy go pytano: co robi i poco? — odpowiedział:
— Kamienie zbieram, by ich nie było. Nic więcej już robić nie będę.
Urząd go badał, doktór go badał, wreszcie puścili.
Naród się z nim oswoił, uspokojony, że nieszkodliwe ma szaleństwo; wprędce też zaczęli go prześmiewać, przedrzeźniać — wiadomo: jako obłąkanego, który bronić się nie chce, czy nie umie, a może i nie rozumie naśmiewań. Dziatwa za nim biegała, jak za cudakiem; ludzie go nazwali „głupim“, mało kto podał mu chleba kawałek, i dobre słowo.
Ale Jan jakby jednakowo głuchy był na