Strona:Maria Rodziewiczówna - Szary proch.djvu/139

Ta strona została przepisana.

Chłopaki przebiegali koło niego, skubiąc a on pytką na chybił trafił machał, chcąc kogoś dosięgnąć.
Potem Jurgis «cigona» przedstawiał, koziołki i dziwaczne skoki wyprawiając, wśród śmiechów i żartów. Potem Wawer z Jurgisem za bary się wzięli, sił próbując i z pół godziny się mocowali, zanim wreszcie Wawer Jurgisa jak gruszkę o ziemię grzmotnął a potem pocałował. Chłopcy dziewczętom zagadki dawali i wesołość rosła, ogarniając najpowolniejszych. Wreszcie pomęczeni od swawoli i śmiechu, murawę ogródka obsiedli i nuż sobie bajki opowiadać.
Wtedy do Rozalki wszyscy się zwrócili, bo ona najpiękniejsze umiała. Dziewczyna, jak zwykle, najciszej i najpoważniej się zachowywała. Ubrana odświętnie, może najubożej, ale zgrabnie i schludnie w granatowej spódniczce i takimże gorsecie, w śnieżnej koszuli, wyróżniała się tym swoim powściągliwym, skromnym układem z pośród rozbawionych swawolnych rówieśnic. Przysiadało się do niej chłopców sporo. Jurgis i Antanas Brodacz i Bakutisa synowiec. Ona odpowiadała grzecznie ale spokojnie, wciąż siostrzeńca małego pieszcząc, który jej medaliki i wstążki na szyi szarpał, po rutę w warkoczu rączęta wyciągał i coś niezrozumiale bełkotał.
Wawer snać urazę w sercu chował, bo jej nie zaczepiał. Czuła to i aż przykry jej był ten jego żal i gniew. Teraz ona ukradkiem na niego spoglądała niekiedy. Ładny był chłopiec, śmiały, w języku i pięści najsprawniejszy. Od opalenizny jeszcze szramy po rękach i twarzy miał a głowę nosił dumnie i zuchwale, jakby jej wartość czuł...