Ostatni na zabawę zjawił się Krystof. Zdaleka gdy się ukazał, zgarbiony, posępny, z fajką w zębach, wzrok utkwiwszy w ziemię, dziewczęta poczęły go sobie palcami pokazywać i drwić. Magdalenka w naśmiewaniu się tem prym trzymała. Śmiech wybuchnął ogromny, gdy Jodas zamyślony o furtkę się zaczepił i omal nie upadł.
— Powinniście, Krystof, z dzwonkiem chodzić, żeby wam ludzie z drogi ustępowali albo psa na sznurku wodzić, by wam pokazywał gościniec! — Szwedasówna szydziła.
Za całą odpowiedź splunął tylko.
— Pewnie cię taki namysł trapi wedle wesela — drażniła dalej. — Nie turbuj się, pomyślą za ciebie.
Ujęła się pod boki i zaśpiewała:
Przyszedł meszka
Z beczką alus
Walczykowi niebożęciu
Sprawić wesele.
Jeż był drużbą,
A lis swatem,
A zajączek nieboraczek
Musiał ciągnąc wóz.
Jodas po raz drugi splunął.
Wawer do Jurgisa się przechylił i coś szepnął, ten wnet na siostrę krzyknął:
— Nikt cię wesela śpiewać nie prosił. Swojego nosa pilnuj!
Magdalenka może się bała brata, a może zlękła dzikich oczu Krystofa — znikła.
Zabawa poszła swym trybem. Rozalka, zagabywana o bajki, wymawiała się: