Strona:Maria Rodziewiczówna - Szary proch.djvu/146

Ta strona została przepisana.

dują. Może co wiedział niepotrzebnego i przeszkadzał komu... Różnie się trafia na świecie
— Niechta będzie, co chce, ale jabym za nijakie skarby na Piłkalnis nocą nie poszedł — zdecydował wstrząsając się, Antoni.
— Ani ja — powtórzył Brodacz.
— Ani ja — dodał Szluguris.
Reszta milczała, ale znać było, że nieinaczej myśli. A Rufin głowę podniósł i głuchym swym głosem powoli i cicho się odezwał:
— Słyszałem ci ja inną bajkę o tym kurhanie naszym...
Zwrócili się wszyscy do niego, jakby uwolnieni z pod ciężkiej zmory a on, wciąż kwiatki pieszcząc, tak mówił:
— Niema tam pod spodem ni pałacu, ni królewny. Za dawnych czasów bojowały wielkie moce o tę ziemię naszą i nijakiej zgody nie było. Więc wziął Bóg ze strony prawej małego karzełka a ze strony nieprawej najtęższego olbrzyma i pod tą górą ich zamknął i kazał im ze sobą wojować, a na ziemi tymczasem ucichło i czekają moce inne. Więc karzełek kowadło sobie zbudował i wciąż na niem miecz kuje, a co ukuje, to olbrzymowi próbować daje, a olbrzym wciąż go łamie. I taka od wieków niestrudzona robota idzie: ni karzełek nie ustaje, ni olbrzym. Ale taki czas przyjdzie, że ten maleńki kowal miecz zahartuje nad siłę tego wielkiego większy a wtedy odmieni się wszystko na ziemi i wszystko, co uciemiężone i małe, nad światem zapanuje.
— I my zapanujemy? — spytał Jurgis Szwedas.