Strona:Maria Rodziewiczówna - Szary proch.djvu/149

Ta strona została przepisana.

Służba święta swoje prawa ma, a lata młode swoje. Zamąż ci pora.
— W chacie mój warsztat stoi. Nie od tańca mnie wezmą, ale od roboty. Nie lubię pustej swawoli.
— Szwedas cię nikomu nie da, tylko dla syna chowa.
— Nie Szwedasa, ale moja wola się stanie — hardo odpowiedziała.
— Chciałbym cię za życia szczęśliwą i spokojną zobaczyć. Do chaty twego męża zawlokłyby mnie kule a oczybym uradował i duszę...
Żałośnie, choć się uśmiechał, głos jego brzmiał.
— Poco śmierć wspominacie? Nie pora wam umierać.
Giltina (bogini śmierci) nie patrzy w zęby — spokojnie odparł.
Za nimi w zagrodzie Karewisów, skrzypki się rozległy i wesołe okrzyki. Rzeczywista zabawa dopiero się poczynała, potrwa długo w noc — bez nich...