Strona:Maria Rodziewiczówna - Szary proch.djvu/20

Ta strona została skorygowana.

nauczył mnie czytać i pisać, rachunków i trochę po niemiecku, resztę sam sobie zdobyłem.
Matschke czekał wciąż czegoś strasznego, aż wreszcie zniecierpliwiony przerwał i rzekł:
— I to wszystko? I nic więcej? Oj oj? I po to tylko taki wstęp okropny? Myślałem, Bóg wie, o jakich występkach!
Lorenz nie słyszał. Zapatrzony przed siebie, mówił po chwili dalej, zbierając dawne wspomnienia, zatarte kilkunastoletnią przerwą.
— Z początku ciągle wybierałem się z powrotem, czasem mnie w nocy nuda chwytała za gardło, świdrowała w oczach i sercu; płakałem, jak dziecko. Karewiszki moja wieś się nazywa, bo nas tam wielu Karewisów siedzi. Nie było jednak z czem wracać, co przynieść do chaty. A potem mi rozum przyszedł. Pojąłem, że w moich rękach i głowie nietylko chleb leży, ale stanowisko, dostatek, szacunek ludzki. Tamta ziemia rodzona, nędzę mi dała i ciemnotę, a cudza, przybrana, wiedzę i dobrobyt. Zostałem więc jej synem, ażem wreszcie zapomniał o tamtej...
Tego, czegom dzisiaj dostąpił, nie pożądałem zuchwale. Nie kradłem pańskiego zaufania, ani wprowadzony do domu pryncypała, ja, chłop, nie zamarzyłem o córce dobrodzieja. Służyłem panu, ale nie oszukiwałem w zaufaniu. Pan mnie wypróbować chciał teraz. Ale mi dosyć sinego morza i «Margarety» i droższe mi te skarby pana, które mi są powierzone do handlu, powierzone ufnie w uczciwość, niż te, którebym dostał z córką pańską. Godzi się jej bogaty