Strona:Maria Rodziewiczówna - Szary proch.djvu/205

Ta strona została przepisana.

A Szwedas już na most wszedł, wysoko na Kirszniawie wzniesiony i tam się obejrzał.
I tak zdala raz ostatni spotkały się wejrzenia tego, co odchodził i tego, co zostawał, i przysięgły sobie coś — bez słów.
A twarz Wawra krwią nabiegła i zdało mu się, że wewnątrz niego, w tym dzwonie, co na żywot cały razy niewiele się odzywa, już nie ptaszę małe się zatrzepotało, ale że się w nim rozkołysało serce i biło w spiż potężnie. A dźwięk rozrywał piersi, wstrząsał duszę, zagłuszał wszystkie inne.