Strona:Maria Rodziewiczówna - Szary proch.djvu/66

Ta strona została skorygowana.

nim modlił przez te lata?... Przysłali wreszcie Niemce mego syna na pokaz, że z niego duszę uczciwą wyjęli, a włożyli szachrajstwo albo i zgoła nic, bo czyż on ma duszę? Gorzej bydlaka, co ryczy do swej obórki, od psa, co o dziesięć mil trafi na swe podwórko. Co on jest, taki człowiek? Pieniądze mi daje, zbój, żebym swą duszę zaprzedał, chwali się, że Niemkinię uwiódł, z tego mu wielki honor i duma, a o błogosławieństwo prosi — mnie, swego ojca, gospodarza z Karewiszek. On zapomniał, co to znaczy Karewis, ja jemu teraz przypomnę.
Tu ręka księdza spoczęła na ramieniu chłopa i poważny głos mu przerwał:
— Janie Karewis, jeśliście rzekli to wszystko w gniewie synowi swemu, jak mnie mówicie, to straciliście na zawsze dziecko.
Kołodziej oprzytomniał, spuścił rozognione źrenice i chciał coś odpowiedzieć, ale ksiądz dalej mówił:
— Nie znam ja syna waszego, ale z tego, że się dosłużył tyla, miarkuję, że rozumny i tęgi, a z tego, że przyszedł po dwunastu latach do chaty, miarkuję, że dobry i serdeczny i choć znarowiony i zmieniony, zdrowe ziarno w głębi zachował. Jakoż wy możecie rozumnego i dobrego, jak bydlę fukać? Nie jego wina, że się odmienił, będąc sam, sierota, wśród obcych. Bo uważajcie: snać mu ten Niemiec serce i wiarę okazał, przygarnął i sierotę dobrocią za duszę wziął. A wy, ojciec, gorzej od tego Niemca dlań byliście, i nie dziw, że was opuści teraz. Zapomnieliście, że i on Karewis: zatnie się i już całkiem obcy dla was się stanie i traktowany jak dziecko albo bydlę, obu-