Strona:Maria Rodziewiczówna - Szary proch.djvu/76

Ta strona została skorygowana.

— Didelisów Wawer szedł z tobą — rzekł. — Nie odjechał jeszcze?
— Bawi na moje utrapienie — mruknęła niechętnie.
— Co on ci złego zrobił? — spytał niespokojnie.
Rozalka codziennie przychodziła do niego, kiedy czasu miała chwilę; warzyła mu posiłek, sprzątała zdebkę, prała, szyła i sprawiała mu odzież i bieliznę. I teraz nie spoczęła. Zapaliła ogień na kominie, zamiotła izbę, do kuferka włożyła przyniesiony węzełek czystej bielizny, krzątała się, jak u siebie, a kaleka wodził za nią smutnemi oczyma i gorzko się uśmiechał.
— Życie mi zatruł do reszty... — odparła na jego zapytanie. — Krystofa zbuntował zupełnie. Od tygodnia na robotę nie idzie, w oberży z tym Niemcem pije, odgraża się na świat cały, a mnie co chwila wymyśla. Piekło w chacie! A do mnie, jak smoła, się przyczepił, przejść spokojnie nie da! Nasłanie Boże we wsi taki zaprzaniec.
— Szkoda go jednak. Żeby się został, dobrego siła mógłby zdziałać.
— Jakiego dobra?... Siedzicie wy, biedaku, w swej norze i mało co o sprawach wioskowych wiecie. Zdziała on, zdziała! Dziewczęta swawoli, a chłopców nieuszanowania nauczy. Tydzień zabawił, a naszych spokojnych Karewiszek nie poznać.
— Może być. Ale to szum taki, co na wiosnę po najczystszych się rzekach osadza. Wody przeto pod spodem zdrowe i chłodzące, a szum sam z siebie opadnie. Nie wiem, co po chatach się dzieje, ale wiem,